Na ten moment czekaliśmy od dawna. Po wielu miesiącach zamknięcia, nauki zdalnej wreszcie możemy cieszyć się z powrotu do szkoły, ze spotkaniem  z rówieśnikami , nauczycielami…

Choć nam , klasom Ósmym tak niewiele zostało tego wspólnego czasu, niedługo nasze drogi się rozejdą, być może wielu osób już nie zobaczymy szybko, a może w ogóle.  Dlatego, by jeszcze chodź na chwilę móc poprzebywać  z tymi, z którymi dzieliliśmy szkolną ławkę i korzystając z pięknej pogody pozytywnie odpowiedzieliśmy na propozycję naszej wychowawczyni i wyruszyliśmy na całodniową wycieczkę do Lichwina – „Chaty pod Wałem”- gospodarstwa agroturystycznego pana Marka.  Za główny jej cel  postawiliśmy sobie integrację zespołu klasowego, podniesienie kondycji zdrowotnej i sprawności fizycznej. Niestety…… nie wypadliśmy najlepiej. Pomysł naszej Pani, która zaplanowała trzykilometrowy marsz,  dla niektórych był wielkim wyzwaniem. Jednak pozwolił on nam się zatrzymać przy cmentarzu z I wojny światowej oraz w kamieniołomie. Więc już wiemy, że te miejsca warto było zobaczyć.  Wyczerpani i zmęczeni dotarliśmy do celu wędrówki, gdzie uroczyście chlebem i … żurkiem przywitał nas gospodarz. Żurek …mniam. Tego nam było trzeba. ( choć niektórzy stwierdzili, że z torebki) – nie znają się J .

Po chwili wytchnienia na hamakach, kilkunastu minutach błogiego leniuchowania z dala od huku wielkiego miasta czekała nas kolejna atrakcja, wyprawa do „ Diablego kamienia”. Umiejscowiony w lesie Piekiełko , kształtem przypomina skalny grzyb . Ponieważ droga wiodła przez las i  w pewnych momentach było bardzo stromo nie wszystkim trasa się podobała. Przynajmniej można było się pośmiaćJ Godzinna wędrówka zmęczyła nas wszystkich, dlatego tak bardzo ucieszyliśmy się, gdy na horyzoncie pojawiły się zabudowania –  to nasza „ Chata pod Wałem”.

Czekając na kiełbaski , które przyrządzał dla nas gospodarz miło spędziliśmy czas. Oczywiście prym wiodły hamaki(ponieważ było ich kilkanaście dla chętnych wystarczyło) , do momentu jak jeden nie został rozdarty na pół. Oczywiście wina niczyja. Tak to zawsze bywa. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli pokryć koszty zakupu nowego, jednak Pani wychowawczyni , mająca pieniądze w zapasie, uregulowała należność. I po lodach…J A miało być tak pięknie.

Kiełbaska przepyszna, podobno z Taurusa, jak mówiła Pani Agnieszka J. Ale byli i tacy, którzy narzekali…i tacy, którzy dźwigali ze sobą lodówkę a w niej swoja kiełbaskę , nie z TaurusaJ.

Hitem okazało się ciasto truskawkowe Pani Agnieszki. Niebo w gębie! Ta Pani minęła się chyba z powołaniem. Magda Gessler jej nie dorówna . W mig zniknęło!

Na sam koniec pan Marek zaskoczył nas przygotowując pieczone w ognisku ziemniaki. Niestety byli i tacy, którzy mówili „ z czym to się je?”. Czy rzeczywiście nigdy nie widzieli ziemniaków  z ogniska? Może i wiedzieli, ale na pewno nie jedli. Nie wiedzieli jak się do tego zabrać! Ktoś poprosił o sztućce, ktoś inny zażyczył sobie, by mu go obrać , a jeszcze inny czekał, aż my podamy na talerzu z porcelany J Ubaw po pachy.

Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. Czas przeznaczony na rozrywkę szybko minął i trzeba było zbierać się do drogi. I znowu przed nami 3 kilometry marszu. Obawa, czy damy radę? Jednak kierowca chyba czytał w naszych myślach , gdyż w połowie drugi nagle pojawił się ni stąd ni zowąd i zabrał nas do busa. Uff.. J Jest dobrze.

Oto nasze wspomnienia:

„Żurek był bardzo smaczny, kiełbaskę jadłem lepszą, a pieczone ziemniaki, których posmakowałem po raz pierwszy, nie przypadły mi do gustu”

„Wycieczka bardzo mi się podobała, tego dnia zrobiłem 22200 kroków”

 Dziękujemy naszym Paniom opiekunkom, które czuwały nad naszym bezpieczeństwem, które zawsze wszystko widziały i słyszały

                                                                        Uczniowie klasy 8C

Skip to content